wtorek, 29 września 2015

Woda zdrowia doda! - Woda termalna URIAGE

   Czas ucieka jak szalony! Zaczynam pisać i jakoś nie umiem skończyć i tak czeka i czeka post z przepisem na naleśniki, ale dokończę go później!:P Boooo najpierw chce Wam napisać o moim hicie hitów w pielęgnacji twarzy. Był to mój debiut z tego typu kosmetykiem i się zakochałam od pierwszego użycia. WODA TERMALNA URIAGE to dzisiejsza gwiazda, a dlaczego? Przeczytajcie same! :)


   Jak już wcześniej wspominałam, moja cera bywa wybredna i czasem ciężko jej "dogodzić". Warunki pogodowe (i nie tylko) mają spory wpływ na jej stan, przez co miewam "napady" suchości skóry podrażnienia, których ukojenie wymaga odrobiny czasu, a ja nie lubię bardzo tego typy uciążliwości. Zaczęłam szukać dokładniejszych informacji i opinii na temat dostępnych wód termalnych. Oczywiście wysunęły się z czołówki La Roche Posay, Avene i Uriage. Zdecydowałam sie na LRP, ale jednak skusiła mnie promocja na Uriage z 20zł. na 15zł - los sam zadecydował!:D Zużyłam ją teraz,  po 4 miesiącach, z małymi przerwami na wodę z KIKO, która jak dla mnie nie sprawdziła się. Za to po URIAGE świetne uczucie ukojenia i nawilżenia, totalna ulga dla skóry!
 
   Zwykła- niezwykła woda, którą jak nazwał producent jest "wodą prawdziwie dobroczynną" jest dla mnie jest to idealnym określeniem. Stosuje ją przede wszystkim w okresach podrażnienia i suchości- kilka razy na dzień, w normalnej sytuacji co 2-3 dni. Można ją stosować w każdej chwili, nawet na makijaż, którego nie rozmazuje, nie powoduje lepkości czy błyszczenia. Rozpryskuje się w formie delikatnej mgiełki, która ekspresowo się wchłania i łagodzi. Dla mnie jest takim zastrzykiem witalności dla skóry, który mnie ratuje w kryzysowych i normalnych sytuacjach. Poranna aplikacja jest fajnie orzeźwiająca, z kolei wieczorna po całym dniu, na oczyszczoną twarz jest naprawdę przyjemna i odprężającą- nie wiem jak o wytłumaczyć, ale lubię to uczucie bardzo:P. 

Na koniec wrzucam Wam zdjęcie składu bo to właśnie on zapewnia, że ta woda naprawdę działa! Polecam wypróbujcie same, a ja jak szybciej muszę się zaopatrzyć w nową! :)

środa, 22 lipca 2015

GotuJEMY- Wrapy w wersji śniadaniowej i obiadowej! :)

Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze mam problem z wymyśleniem co ugotować na obiad, czy co przygotować na śniadanie, a na dodatek żeby to było coś co zjem ze smakiem.:) Nieraz ratuje się pomysłami z internetu , lub kombinuję sama jak na przykład dzisiejszy bohater, wrap śniadaniowy, który był spontanicznym wymysłem. Tym razem jednak ja chcę dać pomysł na coś smacznego i być może zagości u Was któryś z wrapów. Nie są to skomplikowane przepisy i większość z Was pewnie jadła i może nawet przyrządzała, jeśli jednak nie to bardzo zachęcam!

 
I. WERSJA ŚNIADANIOWA
Jak już pisałam na Instagramie jest to dość duży wrapik, a na dodatek z bardzo bogatym wnętrzem, więc idealnie nadaje się na śniadanie dla dwóch osób. Składniki są bardzo proste, wszystko co macie w lodówce i lubicie, ja akurat miałam full wypas:P

Składniki:
- wrapy
- jajko
- troszkę cebulki
- pieczarki
- mix sałat
- pomidor, ogórek
- ser żółty
- szynka
- sosy według uznania

1. W pierwszej kolejności podsmażamy cebulkę i pieczarki.
2. Na czystą patelnie kładziemy wrapa zalewamy go równomiernie 1 roztrzepanym jajkiem i dorzucamy na górę podsmażone pieczarki.
3. Smażymy na małym ogniu, aż zetnie się jajko.
4. Gotowego wrapa przekładamy na talerz i smarujemy go naszymi sosami, następnie dajemy na niego sałatę pokrojoną szynkę, ser pomidor ogórki.
5. Zwijamy na pół i jemy!


II. WERSJA OBIADOWA

Tutaj już troszkę skład bardziej wymagający, ale za to efekt końcowy bardzo smaczny i syty. Bez porównania z wrapami z Mc'Donalds czy KFC:) Kurczaczka można także podać w panierce, jednak w samych przyprawach jest równie smaczny, a na dodatek mniej kaloryczny.

Składniki:
- wrapy
- pierś z kurczaka
- mix sałat
- pomidor
- żółty ser
- przyprawy
- sosy według uznania

1. Przyprawione piersi smażymy na patelni.
2. Kroimy ser oraz pomidora
3. Wrapka podsmażamy na patelni, by się zarumienił bądź nad samym palnikiem lekko przypalamy.
4. Tak przygotowanego wrapa smarujemy sosami, dajemy sałatę, kładziemy kawałek kurczaka, dokładamy ser i pomidora.
5. Zwijamy i wcinamy! :)

SMACZNEGO!!!

wtorek, 21 lipca 2015

Oliwkowa woda piękna doda??? Tonizująca mgiełka z wit. C Ziaja

    Halo, halo! Dzisiaj mam dla Was magiczną tonizującą mgiełkę od Ziaji! Kupiłam ją coś w okolicach lutego. Na samym początku zaintrygowała mnie jej nazwa, dosyć że tonizująca to na dodatek z wit.C. oraz esencją z liści zielonej oliwki Hmm... brzmi obiecująco. Żeby tego było mało można ją stosować, kiedy tylko chcemy, nawet na makijaż (sprawdzałam, nie rozmazuje).
Dużym plusem także było, że jest to kosmetyk w formie mgiełki, więc miła odmiana, że to nie kolejny krem.:P Stojąc przed półką z produktami Ziaji stwierdziłam : "To tylko 8 zł. Co mi tam!" (w połowie przypadków tak mówię, niezależnie od ceny haha)


      Pierwsze wrażenie było pozytywne, chociażby z wizualnej strony i ciekawej treści etykiety. Gdy zaczęłam jej używać przez pierwsze 2 tyg. średnio byłam zadowolona bo liczyłam, że zastąpi mi krem, ale niestety krem też musiałam używać, bo miałam zbyt suchą cerę. Mój entuzjazm lekko opadł, bo miałam nadzieje na większe nawilżenie. Po paru tygodniach nastąpił przełom, pogoda złagodniała robiło się cieplej i buzia nie była tak wrażliwa i wysuszona, a mgiełka spokojnie mogla mi zastąpić krem.

      Aktualnie jestem bardzo zadowolona, bo działa tak jak chciałam, buzia jest miękka, gładka po użyciu, a także daje wrażenie cery wypoczętej, świeżej, do tego wszystkiego ładnie pachnie.:) Przekonałam się, że jednak w zimowym okresie jest tylko dobrym uzupełnieniem mojej pielęgnacji twarzowej, a w letnim jest strzałem w 10! Używam jej codziennie czasem, nawet 2 razy w ciągu dnia i nawet połowy nie zużyłam, więc tu też wielki plus za wydajność.


     Przejdę jeszcze szybko do etykiety, która mówi Nam, że nasza mgiełka szybko nawilża skórę, oraz poprawia jej kondycje. I z tym się zgodzę, tylko jak mówiłam, z bardzo suchą skórą sobie niestety nie poradzi. Mam jeszcze taką mała teorie, ale nie wiem czy to tylko moje złudzenie, czy też fakt. Czasem wieczorem spryskuje sobie nią nogi i mam wrażenie, że moje małe pojedyncze pajączki bledną, czy to sprawka wit.C, która jest zalecana popękane naczynka??? Na koniec wrzucam Wam foto składu, same ocencie bogactwo mgiełki, a ja osobiście bardzo polecam! :)





wtorek, 9 czerwca 2015

Paznokciowe inspiracje cz.2

Nazbierało się kolejnych pomysłów na pazurki, więc czas na kolejną część "Paznokciowych inspiracji". (kliknij by przejść do cz.1) Jak już pisałam nie są to szaleństwa, ale zawsze jakieś odświeżenie jednokolorowych paznokci może jakieś połączenia wpadną komuś do gustu.:)
Fiolet - Barry M, GR Galaxy- żółty
GR -szary color expert,  Miedziany brokat- xxx
P2 Matte- różowy, GR Galaxy- czarny brokat
P2 Matte- czarny (kciuk i mały palec), GR- czarny brokat,  PUPA- beż
GR color expert- biały i biały, GR Galaxy żółty

GR color expert- szary, Barry M- zielony

Maybelline color show- brokatowy, GR- biały
GR- biały, Bebeauty- granat

GotuJEMY- Makaron z tuńczykiem

Haaloo! Dzisiaj najprostsze danie świata w najkrótszym poście. Bardzo lubię szybciutkie, smaczne przepisy, bo im mam mniej czasu tym mam większy smaczek na coś dobrego. Idealne na zabiegany dzień, gdy głód ściska, a mamy ochotę szybko zjeść coś ciepłego i oto wybawca! Makaron z tuńczykiem:P

Jedyne CO POTRZEBUJEMY:
- 1 puszka tuńczyka w oleju (taka mała jak na zdjęciu wystarczy dla 2 os.)

- makaron (rodzaj wedle  uznania)
- 1-2 ząbki czosnku
- 1 mała cebula
- oliwa z oliwek, sól, pieprz
 Dodatki:
- świeży koper,
- starty parmezan (do posypania na koniec jak ktoś lubi)
- łyżka śmietany, lub przecieru pomidorowego



SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
1) Gotujemy makaron zgodnie z informacją od producenta.
2) Następnie kroimy cebulkę w kostkę i rzucamy na rozgrzaną patelnie, dodajemy do tego pokrojony drobno czosnek.
3) W międzyczasie odcedzamy tuńczyka z oleju i później wrzucamy go na patelnie. Smażymy ok.7 min.
4) Do tuńczyka na patelnie wrzucamy posiekany koper, możemy także dodać łyżkę śmietany, albo przecieru pomidorowego (2-3 łyżki) w  zależności jaki smak chcemy uzyskać. Doprawiamy solą pieprzem wedle uznania, jeszcze chwilkę smażymy.
5) Podany makaron oraz tuńczyk na talerzu posypujemy koperkiem, a jak ktoś lubi także startym parmezanem.
Przepraszam za jakość zdjęć dość późno było wtedy i światło nie najlepsze. Na zdjęciu bez parmezanu i wersji ze śmietaną.
  SMACZNEGO!





niedziela, 24 maja 2015

Korygujący kolor puder matujący Catrice!

Witam! Odzyskałam swojego laptopa i mogę działać znowu, trochę to trwało, że aż nie umiałam się zdecydować o czym napisać po tej dłuższej przerwę. Postawiłam na mój hit kosmetyczny ostatnich miesięcy, który już zachwalałam w skrócie na Instagramie, teraz czas na konkrety.
Matujący puder Catrice używam już od ponad 3 miesięcy, zakupiłam go w Hebe, kosztował coś koło 16 zł.
Słyszałam wiele dobrego o pudrach tej firmy i miałam spory dylemat, który z nich wybrać. Wybrałam ten ponieważ skusił mnie mix odcieni jakie ma ten puder, a nie znalazły się one tam przez  przypadek, czy dla samego efektu wizualnego. Taka kombinacja jest przemyślana, ponieważ każdy odcień ma swoją misję:
- różowy odświeża zmęczoną cerę,
- fioletowy ożywia ziemistą cerę,
- zielony neutralizuje zaczerwienienia,
- beżowy ukrywa przebarwienia.
 I właśnie ta wielozadaniowość przekonała mnie żeby przetestować kolejny produkt od Catrice,  które jak do tej pory mnie jeszcze nie zawiodły. Spodobało mi się też, że nie musiałam wybierać odpowiedni dla mnie odcień, ponieważ puder jest uniwersalny i pasuje do każdej karnacji. Uwielbiam go za to!


Aktualny wygląd- najbardziej opakowanie pokazuję zużycie, niż sam puder.:D

Teraz chcę się odnieść do tego co obiecuje Nam producent:
"Ultra-delikatny, jedwabiście satynowy puder koryguje i wyrównuje niedoskonałości. Promienna, zdrowo wyglądająca cera z naturalnym matowym wyglądem..."

Jeśli chodzi o niedoskonałości to ich nie kryje, ale wiadomo są trochę mniej widoczne. Co do wyglądu skóry zgadzam się w 150%! Cera rzeczywiście wygląda zdrowo, promiennie i naturalnie. Jest lekki i niewidoczny na twarzy, ale efekt dajeeee :D i o to chyba chodzi każdej z Nas.
Kolejny plus za efekt matujący, utrzymuje się ok. 8h, w zależności co robimy itp. później mała poprawka i jak nówka.;) Mocną stroną jest także opakowanie, które jest porządne i ciężko sprawić żeby uległo zniszczeniu, szkoda tylko że nie ma lustereczka!:P No, ale cóż było by już za idealnie. Z tego co na razie mogę stwierdzić jest też bardzo wydajny dopiero po 2 miesiącach było widać jakieś zużycie i teraz po 3 też dużo go nie ubyło, a używam go prawie codziennie.
A na koniec najważniejsze, prawie zapomniałam! Nie zapycha skóry i nie zauważyłam żebym przez niego miała jakieś problemy z cerą, a zdarzało mi się tak z pudrami. No to teraz znacie już moją opinie, jak kogoś interesuje puder to bardzo polecam! Ja jestem zadowolona zresztą jak znaczna większość jego użytkowniczek. Miłego weekendu kochane! :)


piątek, 1 maja 2015

Ratunek w sprayu- suchy szampon Batiste!

Witam Was w w pierwszym dniu maja! Pogoda u mnie nie za ciekawa, mam nadzieje że nie będzie tak przez cały maj, bo ja chce słońce! Dużo słońca!:) Jakiś czas temu (3 miesiące dokładnie) mogłyście zobaczyć na Instagramie moje zakupy z cocolita.pl, gdzie zamówiłam między innymi suchy szampon BATISTE XXL VOLUME i to właśnie on jest gwiazdą tego posta.
Wcześniej pisałam już o suchym szamponie z Sayossa (kliknij tutaj) więc dzisiaj będę trochę je porównywać ze sobą.


   Firma Batiste oferuję Nam mnóstwo przeróżnych rodzai suchych szamponów, np. odpowiednie do koloru włosów, o różnych zapachach itd. Jest to wielkim plusem, bo możemy znaleźć odpowiedni dla Nas produkt. Mnie kusiły różne zapachy, ale jednak postawiłam na efekt objętości. Mam grube, długie włosy, więc w kryzysowych sytuacjach miałam nadzieje, że ten produkt również uniesie fryzurkę, w szczególności włosy z przodu, bo właśnie je pierwsze dopada kryzys :D


   Z zadowoleniem mogę powiedzieć, że ten produkt daje rade! Odświeża włosy, bardzo fajnie je unosi, dlatego uważam, że sprawdza w 100%. Jedyne co mnie w nim denerwuje to to, że pomimo że włosy wyglądają świeżej to w dotyku są twardsze (jak po lakierze), ale na etykiecie możemy przeczytać, że również usztywnia i utrwala fryzurę, czyli wszystko się zgadza. Stosuję go tylko w razie potrzeby, kiedy chcę żeby włosy wyglądały jak trzeba tu i teraz, myślę że przy tej konieczności nie jest to aż takie ważne. Plusem jest również, że nie zostawia śladów na ubraniach, włosach, ale tak jak i Sayoss "kurzy" nasze meble, dlatego polecam używać go w łazience. W porównaniu do Sayossa jest bardzo wydajny, mam dopiero końcówkę po tych ponad 3 miesiącach, a mają taką samą pojemność, przy czym Sayoss służył mi połowę krócej! O zapachu nie będę dużo mówić, bo jak komuś zależy to kupi sobie odpowiedni dla siebie, w tej wersji jest spoko, może lekko duszący, ale raczej nie wyczuwalny na włosach. Na koniec cena.: ok. 16zł. Na promocji można go dorwać taniej, czyli tak samo jak z Sayossem, no ale przy jego wydajności bardziej opłaca się Batista.

To by było na tyle, jeśli ktoś potrzebuje jeszcze informacje jak aplikować suchy szamapon znajdziecie, ją w tym poście o Sayossie. Ja zużyje mojego Batista do końca to zaraz kupię nowy, tylko się zastanawiam czy nie zaszaleć i nie kupić innego rodzaju, czy zostać przy tym już sprawdzonym.:P Jak polecacie jakiś piszcie koniecznie w komentarzach, a jaki w końcu kupię dowiedziecie się na pewno na moim Instagramie. Teraz życzę Wam miłego weekendu majowego, odpoczywajcie, bawcie się dobrze!:)  Ja miałam w planach grilla dzisiaj, ale jak już pisałam pogoda nie zachwyca. Na szczęście są jeszcze inne opcje!

piątek, 24 kwietnia 2015

GotuJEMY- Sakiewki z pizzy z miesem mielonym

Witam, witam! Mamy już na szczęście piąteczek!:) A to oznacza troszkę więcej wolnego czasu i nareszcie możliwość napisania posta, który czekał i czekał na swój moment. Jakiś czas temu przyszedł czas na kulinarną nowość u mnie - sakiewki z pizzy z mięsem mielonym, które pokazywałam na Instagramie i sporo z Was było zainteresowane jak wyszło. No a wyszło bardzo dobrze, więc dzisiaj leci przepis. Znalazłam go w gazetce biedronkowej, zapowiadał się ciekawie, więc spróbowałam i na pewno do niego wrócę nieraz.

 SKŁADNIKI: 
(porcja dla 4 osób - dość spora :P)

Ciasto:

- 200 g mąki pszennej
- 70 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 1 łyżeczka soli
- 125 ml ciepłej, przegotowanej wody

Farsz:
- 1-2 papryki 
- 500 g mięsa mielonego wieprzowo- wołowego
- 1 puszka pomidorów
- 2 ząbki czosnku
- 2 cebule czerwone ( ja dałam jedną biała, jedna czerwoną)
- 1 pęczek natki pietruszki
- oliwa z oliwek, sól, pieprz, cukier 


SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:

1. Mieszamy ze sobą w misce dwie mąki, dodajemy sól i powoli wlewamy ciepłą wodę. Następnie wyrabiamy ciasto prze ok. 5 min.
2. Dzielimy ciasto na 4 części (albo i więcej, w zależności ile chcemy mieć sakiewek), przykrywamy je ściereczką i bierzemy się za farsz! :)
3. Odcedzone pomidory z puszki kroimy i wrzucamy do miseczki wraz posiekanym (albo zgniecionym) czosnkiem, po czym doprawiamy solą, pieprzem i cukrem do smaku.
4. Rozgrzewamy na patelni oliwę z oliwek, dodajemy posiekane cebule oraz papryki. Smażymy na średnim ogniu ok. 5 min. Następnie dodajemy mięsko i smażymy, dopóki Nam się nie zetnie.

5. Każdy kawałek ciasta jak najcieniej rozwałkowujemy na kształt prostokąta, po czym układamy je na papierze do pieczenia.
6. Uzyskane prostokąty smarujemy przyprawionymi pomidorami i na nie nakładamy mięsny farsz.
7. Brzegi prostokątów zaginamy do środka, tak aby nasze sakiewki przybrały kształt otwartego pieroga.
8. Tak przygotowane sakiewki przekładamy z papierem na blachę i wkładamy do rozgrzanego piekarnika na ok.10 min. (w zależności jak się nam ciasto szybko zrobi)
9. Na koniec posypujemy natką pietruszki i gotowe! :)


Spróbujcie koniecznie! Smacznego! ;)

środa, 8 kwietnia 2015

Moje 5 kroków do czystej cery

   Halo, halo! Czas wrócić do szarej rzeczywistości po tym błogim, świątecznym lenistwie i obżarstwie. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy... Chociaż jakbym cały tydzień miała tak jeść to chyba bym musiała kupić nowe ciuchy i to o rozmiar większe. Nie żebym nie chciała nowych ciuchów, ale wolałabym rozmiaru nie zmieniać.:D No, ale dzisiaj nie o ciuchach, tylko o twarzy.

   Ponad tydzień temu dopadłam w swoje ręce Skarb od Rossmana i moją uwagę zwrócił artykuł, który w fajny sposób przedstawia 5 kroków do czystej cery (które raczej każda z nas zna). Dokładnie te 5 kroków oznacza 5 etapów demakijażu. Czytając ten artykuł stwierdziłam, że na podstawie tych wypisanych etapów opisze swój "proces" demakijażu, czyli jakich produktów używam. Tego typu kosmetyków do oczyszczania używałam naprawdę wiele i teraz chyba znalazłam zestaw bliski ideału. Myślę nawet o zrobieniu rankingu np. żeli do mycia twarzy bo mam i miałam ich naprawdę sporo, bo niestety moja cera jest wymagająca, ale do tego wrócę innym razem. A teraz lecę z tematem.
KROK 1: OCZY
Jak wiadomo przy demakijażu właśnie oczy są najbardziej problemowe i czasochłonne, ale która z Nas zrezygnuje z mascary??? Ja nie, bo lubię efekt mascary i dla mnie jest to idealny kosmetyk, niezbędny w makijażu i czasem jedyny. Do niedawna do zmycia tuszy służył mi dwufazowy płyn od Ziaji, ale zostawiał ciemne plamy pod oczami i zamieniłam go na płyn micelarny BeBeauty, który świetnie się sprawdza. 2 minuty, 2 waciki i mamy czyste oczy! :)

KROK 2: RESZTA TWARZY
W Skarbie jako drugi krok proponowane jest użycie mleczka do demakijażu, aby zmyć pozostałe kosmetyki z twarzy. Osobiście jakoś za nimi nie przepadam i tutaj również stosuje wacik i płyn micelarny, u mnie się sprawdza w 100%.

 KROK 3: CZAS NA ŻEL
W tym etapie niekwestionowaną gwiazdą dla mnie jest żel do mycia twarzy La Roche Posay z serii Effaclar. Najlepszy żel jaki miałam do tej pory i nie mam zamiaru się z nim rozstawać. Czasem dla odmiany używam też żelu z Tołpy, albo tego Bierdronkowego różowego marki BeBeauty.

KROK 4: POSTAW NA TONIK

Aktualnie używam 2, ukochaną Bielende Super Power Mezo Tonik, o której już mogłyście już co nieco przeczytać. A tym drugim jest niedawno zakupiona oliwkowa mgiełka tonizująca z witaminą C od Ziajki. Używam ich również na zmianę, jakiś czas jedno, później swoje 5 minut ma też drugie.


KROK 5: KREMOWE ZAKOŃCZENIE

Na koniec by już dopieścić swoją skórę aplikuje krem, najpierw leci La Roche Posay również z serii Effeclar, który ma zwalczać niedoskonałości i wybryki mojej skóry. Po jakiś 10-15 min. na buzi ląduje także krem nawilżający Nivea albo Bebe, jeśli tylko moja buźka potrzebuje kopa nawilżenia.

Na tym koniec mojego demakijażu, moja twarz już ma święty spokój, może odpoczywać i oddychać swobodnie do następnego dnia, a czasem i dłużej. Jestem ciekawa czy używacie też wyżej wymienionych produktów. Spodziewam się, że nie tylko u mnie goszczą w codziennej pielęgnacji i demakijażu twarzy. Jeśli jednak nie znacie któregoś z nich to bardzo gorąco Was zachęcam do spróbowania. Życze miłego tygodnia, byle do weekendu!!!;)



sobota, 4 kwietnia 2015

Paznokciowe Inspiracje

 Kochane kobitki! Jak możecie zauważyć na Instagramie wrzucam dość często co tam zmajstrowałam na swoich paznokciach, nie są to wcale trudne rzeczy i może je zrobić każda z Nas. Dlatego też chcę Wam podać kilka pomysłów jak z zwykłych lakierów zrobić coś więcej. Sama nieraz szukałam inspiracji w internecie, ale znaczna większość wymaga naprawdę większych umiejętności i precyzji w ręce, której ja niestety nie posiadam. Znudziły mi się już jednokolorowe paznokcie więc chcąc troszkę ożywić mój manicure mieszam kolorki itd. Mam zamiar także wdrażać coraz więcej wzorków i innych ciekawszych elementów dlatego będę walczyć, ćwiczyć i próbować żeby na moich dłoniach zawiało większym szaleństwem. Zresztą od dawna wiadomo, że dłonie są wizytówką kobiety!:) Sama nie zawsze mam tyle czasu by bawić się lakierami, ale w moim tajemniczym pudełeczku znajdują się również magiczne lakiery szybkoschnące, które są świetnym rozwiązaniem na piękne paznokcie.
Matt Black P2 & GR Galaxy Yellow
GR Galaxy Black & GR Fantastic Color Blue
Barry M Blue & GR Grey & Maybelline Crystallize
Maybelline ColorShow & GR Galaxy Black
GR Grey & GR Galaxy Yellow
GR Galaxy Black & Maybelline ColorShow
BarryM&Maybelline



Bebeauty & Maybelline ColorShow White

Na koniec jedne z moich ulubionych i nie wiem jakim cudem posiałam oryginał;( BarryM & Pupa
Niestety nie jestem mistrzem w robieniu zdjęć i moje dłonie nie są także idealnymi modelami, ale chodzi o sam pomysł i może któryś z nich Was zainteresuje. Żałuje, że nie cykałam jeszcze kilku innych ale jeśli dozbierają się kolejne pomysły i zostaną one wykonane możecie spodziewać się kolejnego tego typu posta. Niestety na zdjęciach nie wychodzi to jakoś extra jak już pisałam, ale zawsze po malowaniu nakładam jeszcze nabłyszczacz. Przy dobrej kondycji moich paznokci wyglądają one naprawdę dobrze i padają czasem pytania czy to moje prawdziwe paznokcie. Zawsze miło powiedzieć że tak.;) Na koniec tego posta chcę Wam życzyć pięknych i radosnych Świąt w gronie rodziny. Trzymajcie się ciepło (pomimo tego śniegu)!

środa, 1 kwietnia 2015

Sposób na ciemny brąz z Garnier Olia.

  
  Witam! Spodziewam się, że większość z Was, tak jak i ja jest włosomaniaczkami, czyli szczególną uwagę poświeca pielęgnacji swoich włosów. Ja osobiście uwielbiam moje włosy, zawsze chc
ę by wyglądały jak najlepiej. Stosuje przeróżne maski, odżywki, szampony, mgiełki, płukanki itd. Stawiam na świadomą pielęgnację, czyli daję włosom to czego aktualnie potrzebują, a także staram się minimalizować wszystkie możliwe uszkodzenia. Nie ukrywajmy farbowanie daje Nam piękny kolor jaki tylko chcemy, ale zawsze będzie szkodliwe, możemy wybierać tylko miedzy większym, a mniejszym złem. Jak dla mnie tym mniejszym złem jest farba GARNIER OLIA.

 DLACZEGO GARNIER OLIA???
- jest bez amoniaku, a z naturalnymi olejkami kwiatowymi,
- 100% pokrycia siwych włosów (tego nie jestem w stanie potwierdzić, ale spotkałam się z tymi opiniami),
- po farbowaniu włosy wyglądają zdrowo i są pełne blasku, a także możemy się cieszy żywym kolorem,
- konsystencja zmieszanych kremów (utleniającego+utleniającego) nie jest zbyt gęsta, ale również nie spływa po głowie i włosach po nałożeniu,
- czas farbowania ok. 30 min.
- kremy znajdują się w wygodnych tubkach, dzięki czemu bez problemu opróżniamy je do końca,
- krem nie ma żrącego zapachu, za to jest on delikatnie kwiatowy,
- w przypadku poplamienia bluzki, ręcznika czy innych materiałów, plamy schodzą po 1 praniu,
- łatwo zmywalne zabarwienia skóry,
- nie powoduje wypadania włosów, jeśli już to w minimalnych ilościach!
- dodatkowo w opakowaniu znajdziemy maskę Jedwabista Miękkość i Blask (40 ml.).

   Wszystkie najważniejsze dla mnie cechy zaznaczyłam kolorkiem i właśnie dzięki nim uważam że ta farba jest niezastąpiona. Także w tej serii farb znalazłam swój idealny odcień ciemnego brązu, dlatego też włosy farbuje co jakieś 3 miesiące, bo odrosty nie są aż tak rażące i widoczne. Dołączona maska jest także dużym plusem, ponieważ starcza na długi czas, dodaje tego blasku i miękkości i świetnie mieści się w każdej kosmetyczce, podczas podróży. Poniżej możecie zobaczyć co znajdziecie w środku kupując farbę, jednym słowem ma ona bogate wnętrze.:)
1.Krem utleniający. 2.Krem koloryzujący. 3.Maska do włosów Jedwabista Miękkość i Blask
    Na koniec jeden mały minusik, farba kosztuje ok.18-20zł. Na szczęście często jest ona na promocji  i spokojnie kupie ją za 13-15zł. Zwracam na to uwagę, bo moje włosy są dość gęste i długie, więc potrzebuję aż 2 opakowań, dlatego odwiedzam wtedy wszystkie drogerie i zawsze gdzieś w jednej znajdę ją w niższej cenie. Zdradzę Wam jeszcze mały trik, do mieszanki kremów dodaje także troszkę odżywki, dzięki czemu przez te 30 min łagodzi ona negatywne skutki farbowania, a przy tym nie wpływa na jakość koloru.
Myślę, że to już wszystko co mogłam napisać w tym temacie, w takim razie życze Wam miłego dnia i pieknych zdrowych włosów, bo chyba każda z Nas o takich marzy! :)

środa, 25 marca 2015

SUPER NAWILŻENIE z produktami Nivea!

Cześć laseczki! Tym razem mam dla Was całą paczkę produktów nawilżających marki Nivea. Każdy z tych produktów, który widzicie na zdjęciu przypadł mi do gustu. Chce napisać w kilku zdaniach za co je lubię i jak się sprawdzają na mojej skórze. No właśnie jaka jest moja skóra??? W okresie zimowym na pewno wymaga szczególnej pielęgnacji i nawilżenia, za to latem już tylko lekkie nawilżenie i jest pięknie.:) Sądzę, że większość z Was ma podobnie, wiec post może być pomocny w ocenieniu czy warto zakupić któryś z tych produktów Nieva.

To zaczynamy od lewej strony gdzie mamy wygładzająco-odżywczy krem do rąk przeznaczony do suchej skóry. Posiada w swoim składzie olejek z orzeszków macadamia i witaminy, które świetnie wygładzają i nawilżają nasze dłonie. Pisałam już krótko o nim na Instagramie i teraz to powtórzę, 
super nawilża moje dłonie, a także stopy na bardzo długi czas, a na dodatek szybko się wchłania i nie klei rąk. No i co też bardzo ważne ładnie pachnie...:) Stanowczo jest to mój nr.1 i go nie zamienię na żaden inny!
Odżywczy krem nawilżający na dzień jest wzbogacony w witaminę E i Hydra IQ, oprócz tego zawiera także filtry UV, czyli ma to co w pielęgnacji skóry jest najważniejsze. Zapewnia głębokie i ekspresowe nawilżenie, nadaje się pod makijaż i za to wszystko go uwielbiam, ale to już też wiecie...:P Stawiam obok zdjęcie polskiego odpowiednika, który niedawno odnalazłam, jedyna różnica pomiędzy polską a angielską wersją  jest taka, że u nas znajdziemy go tylko w słoiczku, a nie w tubce.

Kremowy żel pod prysznic z olejkiem migdałowym, przyjemnie pieni się na skórze, ma ładny delikatny zapach typowy dla produktów Nivea. Skóra po użyciu jest gładka, ale szybko  potrzebuje jeszcze "wspomagacza" w formie balsamu, bo sam nie daje rady dobrze nawilżyć skóry, po za tym jest OK.
Odprężający balsam do ciała z masłem Shea przeznaczony jest do suchej skóry zapewnia szybkie nawilżenie, które utrzymuje się bardzo długo. Radzi sobie z naprawdę suchą skórą, daje wręcz uczucie ukojenia. W upalne dni raczej go nie używam, ponieważ czuć go na skórze, w chłodniejsze zaś jest idealny. Myślę że uratuje nie jedną skórę, jak dla mnie jest moim bohaterem.


Balsam do ciała pod prysznic jest szybkim i świetnym rozwiązaniem. Nie lubię się smarować balsamami, czekać na ich wchłoniecie itd... Odwalenie tej roboty pod prysznicem na mokrym ciele idzie raz dwa! Na zdjęciu widzicie tylko próbkę, bo teraz aktualnie używam Eveline, ma szerszą ofertę tego typu produktów i szczerze mam wrażenie, że lepiej się sprawdzają jeśli chodzi o nawilżenie. Jednak gdy moja skóra wymaga tej lżejszej wersji pielęgnacji jak najbardziej Nivea się sprawdza.

No i tak dotarłam do końca "nawilżającego" posta którego gwiazdą były produkty Nivea. Osobiście uważam, że są to produkty bardzo dobrej jakości w dobrej cenie i uwielbiam je za to. Jednak czasem, po dłuższym stosowaniu produktów tej marki potrzebuje nowego zapachu, pomimo że go lubię, to cały czas nie mogłabym go używać, ale zapach Nivea to jednak klasyk.:)


sobota, 21 marca 2015

Nie daj plamy! Porównnie blokerów (Ziaja&Antidral)


   Witam! Długo mnie nie było ale jestem!:D Jak mogłyście zauważyć na moim Instagramie mam za sobą sporo zakupów kosmetycznych, o których chce napisać, albo już napisałam. Każdy produkt potrzebuje czasu by wyrobić sobie o nim rzeczywistą opinie. Stwierdziłam, że nadszedł czas by napisać coś o regulatorach pocenia. Posiadam aktualnie dwa, pierwszy z nich zakupiłam ponad rok temu, jest to Antidral, a drugi całkiem niedawno i jest to bloker od Ziaji, którego przedstawiałam Wam już na Instagramie. 
Opakowanie Antidrala ma pojemność 50ml, a Ziaji 60ml.
    Na szczęście nie mam problemów z nadmiernym poceniem, jednak bardzo nie lubię sytuacji, gdy jest upał, czy mam do czynienia ze stresującą sytuacją i dokucza mi jakby nie było naturalne pocenie, ale nienawidzę uczucia mokrych pach. Dlatego szukałam odpowiedniego środka, który wyeliminuje lub ograniczy tą nasze ludzką przypadłość, która dotyka każdego z nas.



Antidral
Na pierwszy ogień idzie Antidral. Trafił on do mnie z polecenia koleżanek, w tym samy czasie wiele dobrego naczytałam się o blokerze Ziaji. Jednak skuszona opiniami mojego bliższego otoczenia kupiłam Antidrala, bo miałam wrażenie, że będzie on skuteczniejszy bo jest droższy. 
Produkt ten dostępny jest w aptekach, zapłaciłam za niego ok. 21zł. Jego zadaniem jest likwidacja lub łagodzenie nadmiernego pocenia, można go aplikować na dłonie, stopy oraz pachy. Stosuje się go na wybrane przez nas miejsce po uprzednim umyciu  i wysuszeniu skóry. Częstotliwość użytkowania zależy od potrzeb indywidualnych, jeśli trzeba to można codziennie, jednak zaleca się co 2 ,3 dni na noc. Nie wolno także aplikwac produktu na podrażniona skórę, np po depilacji. Niestety Antidral drażnił trochę moją skórę pod pachami i piekł zawsze, raz dało się wytrzymać, a raz nie. Była też taka sytuacja, że pożyczył go ode mnie mój chłopak, nie wytrzymał 5 min. poszedł go zmyć jak najszybciej i kazał mi to wyrzucić, bo tak go piekł.:D Kobiety to jednak twarde sztuki, wiec męczyłam się dla "piękna" i komfortu. Teraz pytanie, czy warte to było tej małej męki??? Myślałam że tak. Używałam go tylko w wyżej wymienionych sytuacjach, tak to unikałam go jak ognia, aż przestałam go używać. Leży sobie od października i raczej go już nie tknę, bo mam Ziajkę.:)  Miał jeszcze 2 minusy, po użyciu skóra była lepka, nawet jeśli zdawałoby się, że już wchłonął, a do tego ma zapach alkoholu...

Bloker od Ziaji
Po dłuższym czasie i lekkim jednak zawodzie Antidralem, zadecydowałam dać szanse Ziajce i żałuje że nie zrobiłam tego już wcześniej. Produkt ten dostępny jest w każdej drogerii, czy aptece, w ofercie Ziaji znajdziemy także wersje dla mężczyzn, na dodatek kosztuje kolo 7zł. Ma również za zadanie redukować nadmierne pocenie i zapewnić długotrwałe świeżości. Stosuje się go a początku przez 2-3 dni na noc, również na czystą, nie podrażniona skórę, później należy stosować go już tylko 1-2 razy w tygodniu. Pomimo, że mam go ponad miesiąc, jestem z niego bardzo zadowolona, działa delikatnie i skutecznie, nie eliminuje pocenia całkowicie, a tego nie chciałam, ale ogranicza je do stopnia w którym jest ono "znośne" i komfortowe. Na dodatek w przeciwieństwie do Antidrala nie jest lepki, fajnie się wchłania i delikatnie pachnie. Pomimo tak krótkiego czasu użytkowania, chciałam o nim już napisać, bo moja koleżanka ma go o wiele dłużej i się jej również bardzo dobrze sprawdza.

  Krótkie podsumowanie na koniec, po raz kolejny okazuje się że droższe nie znaczy lepsze. Czasem warto sprawdzić tańsze odpowiedniki, albo poczytać co w internecie "piszczy". Po takich doświadczeniach jak to, mam już nawyk sprawdzania opinii w internecie przed zakupem, choćby nawet szybko w telefonie stojąc przed danym produktem w sklepie.:)